Sacrum kontra profanum

Myli się ten, kto uważa, że wojny religijne w Europie należą do głębokiej przeszłości. W Polsce trwa bowiem nieustanny konflikt na tle religijnym. Może krew nie leje się obficie, ale walka prowadzona jest na różnych frontach, a okładanie przeciwnika krzyżem nie należy do rzadkości. 

Przeciwko sobie stoją dwie, nierówno uzbrojone armie.

Pierwsza z nich reprezentuje głębokie przekonanie, że Polska powinna być krajem katolickim, a wiara i krzyż to podstawowe atrybuty prawdziwego polskiego patrioty. Obóz katolicki –  reprezentowany przez Kościół katolicki, prawicowe, narodowe i chrześcijańskie partie polityczne, organizacje i część społeczeństwa – ma do dyspozycji potężną broń w postaci państwa i jego instytucji. A te poprzez swoje decyzje i akty prawne wymuszają wychowanie w duchu wartości katolickich oraz dbają o rozmywanie się w państwowej praktyce granicy między tym , co świeckie  i religijjne. Przy czym mówiąc „religia” w odniesieniu do Polski ma się oczywiście na uwadze wyłącznie religię katolicką.

Po drugiej stronie barykady stoją prolaickie partie polityczne oraz wszelkie organizacje propagujące świecki charakter państwa i respektowanie zasady jego neutralności światopoglądowej. A także ta część społeczeństwa, która mimo czucia się katolikami wypowiada się przeciwko nadmiernemu wpływowi Kościoła na działalność państwa i sprawy publiczne. Do ich dyspozycji – poza internetem – są głównie transparenty i bębenki.

Marsz Świeckości, Kraków 2019

Może to kogoś na zachodzie Europy śmieszyć, ale w Polsce wciąż jest się o co bić. Nadmierny wpływ Kościoła i religii przejawia się bowiem w tym (między innymi), że polski lekarz czy farmaceuta, kierując się klauzulą sumienia (katolickiego), może odmówić  kobiecie aborcji (nawet w przypadku zagrożenia życia lub zdrowia) lub sprzedaży środków antykoncepcyjnych (!). Ultrakatolicki minister sprawiedliwości woli, aby polska kobieta była bita i gwałcona niż żeby dopuszczono możliwość zawierania małżeństw homoseksualnych (chodzi o „Konwencję o zwalczaniu przemocy wobec kobiet”, którą jednakże polski rząd zobowiązał się podpisać). Uczeń, który odmawia chodzenia na nauczaną w szkołach publicznych religię, bywa piętnowany i poniżany.

Polak-katolik

A wszystko to podpierane jest stereotypem, że każdy Polak to katolik. Kryje się w tym ziarno prawdy, ponieważ wciąż około 95% Polaków przyznaje się do bycia katolikami. Cokolwiek to znaczy. Inna rzecz, że przestać być katolikiem jest w Polsce niełatwo. Kościół zadbał o to, aby skomplikowana procedura skutecznie zniechęcała do apostazji. Przeciętny polski katolik (ochrzczony w wieku, w którym nie ma się jeszcze nic do gadania) na ogół wierzy w Boga, ale głębsza znajomość religijnych dogmatów jest mu raczej obca, a przestrzeganie 10 przykazań sprawia sporo trudności. Zważywszy na wysoki stopień rozluźnienia obyczajów (unikanie ślubów, seks przedmałżeński, stosowanie antykoncepcji, poparcie dla in vitro itd.) oraz malejący udział w mszach i ceremoniach religijnych, określenie „katolik” staje się coraz bardziej mętne i niejasne. Na pewno jednak nie oznacza bezwarunkowej akceptacji wszystkich nakazów religii i wytycznych Kościoła.

Procesja Bożego Ciała

Tak powszechny (i chętnie przez określone siły propagowany) stereotyp Polaka-katolika praktycznie umocnił się dopiero w XIX w., w okresie, gdy naród polski po rozbiorach utracił własną państwowość. Ale przez kilka wieków Polska – jako Rzeczpospolita Obojga Narodów – była krajem wielonarodowościowym i wielowyznaniowym. Sięgając daleko na wschód, miała wśród swoich mieszkańców połowę osób wyznania prawosławnego, a luteranizm i kalwinizm też cieszyły się wśród ceniącej złotą wolność szlachty dużą popularnością. Równość i swobodę wyznania gwarantowali polscy władcy, którzy nie chcieli być królami sumień. Gwarantował to także pierwszy w Europie akt prawny dotykający wolności wyznaniowej – Konfederacja warszawska z 1575 r. Nic dziwnego, że w słynącej z tolerancji Polsce szukali schronienia prześladowani czescy husyci i niderlandzcy mennonici (czytaj także: Holandia na Żuławach). Na zdjęciu: akt Konfederacji Warszawskiej.

Sytuacja zaczęła zmieniać się dopiero w II połowie XVII w. wraz z postępującą kontrreformacją i zagrożeniem ze strony protestanckiej Szwecji i prawosławnej Rosji. Zaczęto wówczas utożsamiać pojęcie polskości z katolicyzmem. Można zaryzykować tezę, że od tej chwili przestał on być kwestią wyłącznie wiary, a stał się narzędziem obrony przed różnymi zagrożeniami. (Dla wielu walka trwa aż po dzień dzisiejszy.)

Pułaski pod Częstochową, mal. Józef Chełmoński. Na chorągwi: kultowy wizerunek Matki Boskiej jasnogórskiej

Tendencję tę umocnił okres porozbiorowy. Trudno się zresztą dziwić, że gdy w Warszawie Rosjanie budowali cerkiew za cerkwią, to właśnie w katolickich kościołach szukano namiastki wolnej ojczyzny, a w religii – strażnika polskości. To wtedy powstał wierszyk – credo „prawdziwego Polaka”:

Tylko pod krzyżem / Tylko pod tym znakiem / Polska jest Polską / A Polak Polakiem.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, w II Rzeczypospolitej (1918 – 1945), hasło wiązania katolickości z polskością i patriotyzmem propagował narodowo-demokratyczny ruch Romana Dmowskiego (Narodowa Demokracja – endecja), który zyskał spore poparcie społeczeństwa polskiego (są to idee żywotne nawet i dziś). Warto jednak wiedzieć, że w przedwojennej Polsce wyznawców katolicyzmu było jedynie 65%, więc wykluczanie innowierców z grona polskich patriotów było dla nich niesłychanie krzywdzące.

Wojny religijne – początek

W czasie II wojny światowej, a  następnie w  okresie władzy komunistycznej (1945 – 1989) religia katolicka ponownie stała się ostoją polskości i patriotyzmu. Sprzyjało temu intensywne laicyzowanie społeczeństwa przez władzę uważaną za „obcą” (Polski Ludowej Polacy nie uważali za kraj suwerenny). Stosunki Kościoła i komunistów przybrały charakter wojny religijnej, ale wojnę tę wydali katolikom komuniści. Ponieważ propagowano świecki charakter państwa, wszelkie przejawy religijności wśród osób należących do PZPR i elit władzy były niemile widziane. Sam Kościół prześladowano, a stojący na jego czele kardynał Stefan Wyszyński był nawet w latach 1953 – 1956 więziony.

Grób Zbyszka Cybulskiego w Katowicach. Władze PRL starały się nie dopuścić do katolickiego pogrzebu wielkiej gwiazdy polskiego kina. W wiadomościach nie pokazano w całości księży spuszczających trumnę do grobu, a jedynie ich ręce.

Po tzw. upadku komuny (1989), czyli po utworzeniu III RP, sytuacja zaczęła się zmieniać, a wahadło wychylać w drugą stronę. Można powiedzieć, że otworzyły się nowe pola walki religijnej. Jednym z takich nowo utworzonych frontów stała się w 1997 r. walka o preambułę i zapisy Konstytucji III RP.  Prace nad nią toczyły się długo, ponieważ Kościół nie potrafił zaakceptować zasady rozdziału Kościoła od państwa i zasady jego neutralności światopoglądowej. Ostatecznie  pojęcie „neutralności” zastąpiono  kompromisową „bezstronnością”. Art. 25 Konstytucji RP z 2 kwietnia 1997 r. stanowi zatem, że

Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym.”

Jeszcze więcej emocji wzbudzila kwestia preambuły i kwestia odwołania się w niej do Boga (invocatio Dei). Zwyciężył wariant neutralny i dziś odpowiedni zapis brzmi następująco:

„(…) wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł (…)”

Okazało się to jednak dla Kościoła i tak trudne do przełknięcia, toteż przed referendum zatwierdzajacym konstytucję wszczęto intensywną kampanię na rzecz jej odrzucenia.

Papież Jan Paweł II w Sejmie, 11 czerwca 1999 r.

Tę bitwę Kościół przegrał, za to w następnej odniósł zdecydowane zwycięstwo. Tym razem chodziło o umieszczenie katolickiego krzyża w sali obrad polskiego parlamentu. Ten miejscami dramatyczny (spadnięcie z krzesła, wyrwanie framugi) akt rozegrał się w nocy z 19 na 20 października 1997 r. z udziałem dwóch posłów z prawicowej partii AWS (Akcja Wyborcza Solidarność), którzy zawiesili krzyż w głębokiej tajemnicy, bez uzyskania zgody stosownych organów i pozostałych partii. Wisi do dziś samotnie, będąc smutną ilustracją pogwałcenia kolejnego paragrafu art. 25 konstytucji, który stanowi, że:

Kościoły i inne związki wyznaniowe są równouprawnione.”

Krzyż ten jest solą w oku  ludzi popierających neutralność światopoglądową państwa, ale wszelkie próby usunięcia go spełzły na niczym. Co prawda 70% Polaków popiera obecność katolickiego krzyża w Sejmie, ale fakt pogwałcenia konstytucji pozostaje faktem.  Ciekawe jest tu stanowisko ekspertów, którzy odwołują się do woli większości lub uważają krzyż za element polskiej kultury i tradycji. Najciekawsze są opinie sugerujące, że żaden organ sejmowy nie jest uprawniony do podjęcia decyzji o usunięciu krzyża. O „uprawnieniu” posłów wieszających ten symbol religijny bez zgody sejmu nikt się nawet nie zająknął. Na zdjęciu: krzyż sejmowy.

Krzyż katolicki na dobre zadomowił się zresztą w instytucjach państwowych i samorządowych oraz w publicznych szkołach, a wszelkie protesty uczniów domagających się jego usunięcia (taki fakt miał miejsce w 2007 r. w jednym z liceów we Wrocławiu) są bezskuteczne.

Państwo wyznaniowe

Dekada lat 90. to okres, w którym Polska coraz bardziej nabierała cech państwa wyznaniowego,  respektującego oczywiście normy i wartości katolicyzmu. Siły prokatolickie zyskały tu potężnego sojusznika w postaci państwa polskiego, które zagwarantowało Kościołowi katolickiemu uprzywilejowaną pozycję (szerzej temat ten został omówiony w Kościół katolicki w III RP).

Msza św. w katedrze polowej Wojska Polskiego, 23 lipca 2007

I wprowadziło – z pogwałceniem prawa  – nauczanie religii do szkół (wycofane w 1961 r.). Co więcej – zgodzilo się (to już w roku 2007) na uwzględnianie ocen z religii na świadectwie. Uczeń może co prawda zrezygnować z nauki religii lub wybrać etykę, ale nauczanie etyki w szkołach jest fikcją, a chodzenie na religię często wymusza się presją lub wręcz szantażem. Bardzo szybko nauczanie „o religiach” przekształciło się w zwykłą katechezę. Przy czym państwo polskie nie ma możliwości wpływania na treści nauczania oraz na to, kto naucza, gdyż samo dobrowolnie zrezygnowało z funkcji kontrolnej. Ponieważ uczniów nie uczęszczających na religię spotykają szykany, wielu z nich chodzi na te lekcje wyłącznie dla świętego spokoju. Na zdjęciu: podręcznik do nauki religii dla kasy 5 szkoły podstawowej.

Sytuacje rozgrywające się w polskiej szkole publicznej na tym tle szeroko opisują sami uczniowie. Oto kilka przykładów zaczerpniętych z listów do „Gazety Wyborczej”.

Małe miasto na południu Polski, liceum. Nikt nigdy nie słyszał tam, że można poprosić o etykę zamiast religii. Przynajmniej trzy osoby w klasie nie chcą chodzić na religię, ale oczywiście brak alternatyw. (…) Gdy jednak postanawiamy raz z częścią klasy nie iść na religię, wszyscy mamy nakazem dyrektora na koniec roku obniżone o stopień zachowanie, przez co szkoła wstrzymuje moją nominację do stypendium premiera (to dla licealisty dużo pieniędzy i wielki zaszczyt).”

Siedemnastoletnia dziewczyna zdecydowała się nie przystępować do bierzmowania i… „Ksiądz, jak się okazało, na następnych lekcjach religii, rozmawiał o mojej sytuacji z innymi dziećmi. Stwierdził, że dla niego jestem zerem.”

Mieszkam pod dużym miastem i obok domu mam szkołę podstawową. Publiczną, państwową. Szkoła nosi imię świętego, a jej hymn dzieci mają śpiewać na melodię pieśni kościelnej. Wszystkie szkolne uroczystości kręcą się wokół kościoła, większość wycieczek to wycieczki do sanktuariów, a dzieci są prowadzane na msze przy każdej okazji. Ba! Ksiądz rozpoczyna i kończy rok szkolny. Takich szkół, jak „moja”, jest mnóstwo”.

Katecheza w szkole podstawowej

I jeszcze wypowiedź Aleksandra Bugli, filozofa religii, który po siedmiu latach nauczania religii zostal od tego nauczania odsunięty, ponieważ nie chciał dzieci „tresować” w duchu katolicyzmu.  – „Księża nakazują nazywać lekcję religii katechezą i rozpoczynać ją oraz kończyć modlitwą katolicką.” O alternatywnym wyborze etyki: – „Tak naprawdę tej alternatywy nie ma. Bo proboszcz mówi od razu: nie ma cię na religii, to znaczy, że nie ma cię w Kościele, jesteś poza nim. I nie ma już mowy o uczęszczaniu na etykę. Bo uczniowie, a głównie ich rodzice wiedzą, że bez chodzenia na religię nie zostaną dopuszczeni do sakramentów, a wtedy zostaliby napiętnowani przez społeczność, w której żyją, jako osoby wyeliminowane z życia religijnego.

Bitwa o szkolną katechezę została przez Kościół wygrana, ale jest to zwycięstwo pyrrusowe. Oto jak wygląda przeciętna lekcja religii w szkole: – „Po klasie latają papiery i nadmuchane prezerwatywy. Chłopcy wrzeszczą, tańczą pod tablicą, skaczą po ławkach. Ktoś udaje atak epilepsji, ktoś wychodzi przez okno, inny próbuje poczęstować kompletnie bezradnego katechetę skrętem. To zazwyczaj gimnazjum. Zakonnica o anielskiej twarzy natchnionym głosem cytuje św. Augustyna. Połowa klasy ma słuchawki na uszach, reszta ostentacyjnie czyta gazety. To zazwyczaj liceum.” (cytuję za art. Joanny Solskiej „Samotność katechety”, „Polityka”). Na porządku dziennym są pytania o to, czy ksiądz się masturbuje. Sacrum zostało sprofanowane i wielu katechetów z radością wróciłoby do nauczania religii w przykościelnych salkach katechetycznych.

W sondażu OKO.Press za wycofaniem religii ze szkoły opowiedziało się 52% pytanych, przeciw było 43%. W sondażu „Super Expressu” za wycofaniem – 50%, przeciw 38%.

Władcy dusz

Walkę o katolickość dusz Polaków podejmują poza kościołem i państwem niektóre partie i różnego rodzaju organizacje. Z partii na czoło wysuwa się rządząca obecnie partia  Prawo i Sprawiedliwość. W quasi exposé, wygłoszonym we wrześniu 2012 r., jej prezes Jarosław Kaczyński zapowiedział w razie wygranej wyborów  „ustawowe zapewnienie, że język polski, religia i historia będą wykładane w pełnym wymiarze godzin we wszystkich szkołach.” Oto jak powinien być wychowywany polski patriota.

Jedną z partii (na szczęście niewielkich) intensywnie promujących katolicką Polskę jest Narodowe Odrodzenie Polski.

Plakat propagandowy NOP

Do najpoważniejszych środowisk krzewiących wartości katolicko-patriotyczne należy oczywiście Radio Maryja z Torunia. W kwestiach religijnych program stacji wyraża idee narodowo-katolickie, nie stroniąc od haseł antysemickich, antyunijnych, antyliberalnych, homofobicznych i ksenofobicznych. Głównymi słuchaczami RM są osoby starsze, słabo wykształcone, najbiedniejsze, a w sferze religijnej reprezentujące prymitywny katolicyzm ludowy.  (Nazywa się je „moherami”, od włóczkowych beretów noszonych przez starsze kobiety.) Jak podaje  Wikipedia: – „W opinii krytyków, Radio Maryja opiera się na stereotypach, na ludzkiej ignorancji i wykorzystuje frustrację ludzi pokrzywdzonych wskutek przemian ustrojowych”. Ogólnopolski zasięg RM sprawia, że posiada ono duże możliwości odziaływania na społeczeństwo polskie, które dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że poglądy głoszone na falach tego radia są akceptowane przez spore grono duchownych polskiego Kościoła. Na zdjęciu: słuchaczki Radia Maryja.

Rozgłośnia radiowa Radio Maryja w Toruniu

I wreszcie do krzewicieli idei katolickiej Polski należą organizacje młodzieżowe o charakterze narodowo-katolickim. Działająca od 1989 r. nacjonalistyczna Młodzież Wszechpolska deklaruje w swoich dokumentach, że jej celem jest wychowywanie młodzieży w duchu katolickim i narodowym i że dąży do zbudowania katolickiego państwa narodu polskiego. Podobne cele stawia sobie Obóz Narodowo-Radykalny, ideowy spadkobierca Romana Dmowskiego, którego celem jest m.in.  „praca nad odrodzeniem wartości narodowych i katolickich”. Od 2010 r. obydwa ugrupowania organizują w dniu Święta Niepodleglości 11 Listopada tzw. Marsze Niepodległości. Wprawdzie trudno te marsze podciągnąć pod wojnę religijną, ale na transparentach pojawiają się bezpośrednie odniesienia do Boga.

Marsz Niepodległości 2017 / źródło: YouTube

Ponieważ obie organizacje uznawane są przez organizacje lewicowe za faszystowskie (głoszą antysemityzm, są homofobiczne i rasistowskie, czasami w zawoalowany sposób odwołują się do symboliki faszystowskiej), w czasie ich przemarszu dochodzi do starć z lewicową koalicją Porozumienie 11 listopada. W 2011 r. doprowadziło to do poważnych walk na ulicach Warszawy, w czasie których krzepcy uczestnicy Marszu Niepodległości  obrzucili policję płytami chodnikowymi i spalili wóz transmisyjny telewizji TVN. (Gwoli ścisłości – pierwsi do ataku ruszyli jednak antyfaszyści).

Na szczęście Młodzież Wszechpolska używa także pokojowych metod walki z propagatorami idei świeckiego państwa. W czasie  Marszu Świeckości w Krakowie 15 września 2012 jej członkowie zaatakowali uczestników tego pochodu… ulotkami zachęcającymi do wizyty u psychiatry. Ale może psychiatra jest potrzebny gdzie indziej?

Marsz na rzecz intronizacji Chrystusa na króla Polski 

Identyfikowanie polskości z katolicyzmem sprawiło, że wiele organizacji i stowarzyszeń o charakterze katolickim, a także polska prawica narodowo-katolicka, usiłują zapewnić sobie monopol na patriotyzm. Jest to poza katolickim patriotyzm martyrologiczny, krzewiący kult cierpień narodu polskiego i stałego zagrożenia ze strony Rosji, Niemiec i oczywiście bezbożnej, zepsutej Unii Europejskiej.

Bojownicy świeckości

Tak jawna w obecnej dekadzie uzurpacja prawa do bycia Polakiem, a także wcześniejsze procesy przekształcania Polski w państwo wyznaniowe, nie pozostały bez reakcji. Protestują osoby, którym zależy na państwie neutralnym światopoglądowo, świeckim i szanującym prawo obywateli do wyrażania własnych poglądów światopoglądowych. Co zresztą gwarantuje im polska konstytucja (patrz: wyżej).

Najlepszy przykład tego, jak to wygląda w praktyce, stanowi przypadek piosenkarki Doroty Rabczewskiej „Dody”, która za stwierdzenie, że „bardziej wierzy w dinozaury niż w Biblię, bo ciężko wierzyć w coś, co spisał jakiś napruty winem i palący jakieś zioła”, została skazana na grzywnę w wysokości 5000 zł. Lider deathmetalowego zespołu Behemoth Adam Darski „Nergal” (zdjęcie obok) też został oskarżony o znieważenie uczuć religijnych, ponieważ na koncercie w 2007 r. podarł Biblię, nazywając ją „księgą kłamstw”, a sam Kościół katolicki „największą zbrodniczą sektą” (wyok uniewinniający uchylono, sprawa ma ciąg dalszy). Przedstawiciele Kościoła też nie są bez winy. Swego czasu prymas Józef Glemp określil ateistów mianem szczekających kundli.

Przypadek Dody i Nergala świadczy także o głębokich zmianach zachodzących w społeczeństwie polskim, które do niedawna raczej nie śmiało wyrażać publicznie podobnych opinii. Kościół, zwłaszcza za życia otoczonego kultem papieża Jana Pawła II, był pod swego rodzaju ochroną. Nie znaczy to jednak, że środowiska racjonalistyczne i prolaickie milczały. Już w latach 90. pojawiło się sporo organizacji ateistycznych, takich jak Towarzystwo Kultury Świeckiej, Polskie Stowarzyszenie Wolnomyślicieli im. Kazimierza Łyszczyńskiego, Stowarzyszenie na rzecz Państwa Neutralnego Światopoglądowo „Neutrum”, Towarzystwo Humanistyczne, a w nowszych czasach Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów, Stowarzyszenie Wolnomyśliciele czy Stowarzyszenie Ateistów. Niestety, ich zasięg i możliwości są bez porównania skromniejsze niż wspieranej przez państwo armii katolickiej. Główne formy działalności to publikacje internetowe na swoich portalach, panele dyskusyjne, pomoc w występowaniu z Kościoła (apostazja.pl) oraz organizowanie marszów i demonstracji propagujących ateizm i świeckie państwo. Takie Marsze Świeckości (element europejskiej akcji „Dla świeckiej Europy”), odbywają się co roku w Krakowie.

Marsz Świeckości, Kraków 2019

Na transparentach w 2012 r. znalazły się takie hasła, jak „Noś swój krzyż osobiście, nie podrzucaj innym”,  „Świecka Polska, świeckie prawo”, „Polska laicka, a nie katolicka”, „Wolna szkoła – religia do kościoła”, „Świeckość państwa, dość poddaństwa”. Uczestnicy marszu domagali się m.in. równego traktowania osób wierzących i niewierzących, usunięcia z kodeksu karnego artykułu o obrazie uczuć religijnych, wyłączenia religii z programów nauczania szkół publicznych, zaprzestania dotowania kościołów z budżetu państwa.

Akcje na rzecz świeckości państwa wspierane są przez organizacje feministyczne, które co roku w okolicach 8 marca, czyli Dnia Kobiet, organizują tzw. manify (skrót słowa manifestacja). W marcu 2012 r. odbyła się pod hasłem „przecinania pępowiny” – czyli zależności Sejmu od Kościoła.

Oczywiście wszystkie te działania spotykają się z ostrą reakcją Kościoła katolickiego, który uważa że: „Kościół jest planowo atakowany przez różne środowiska libertyńskie, ateistyczne i masońskie” (list pasterski arcybiskupa Józef Michalika z lutego 2012). Nihil novi.

Wojna o krzyż – kontynuacja

Samo społeczeństwo przez długi czas okazywało milczącą bierność. Przełamały ją dopiero wydarzenia związane z katastrofą lotniczą pod Smoleńskiem  z 10 kwietnia 2010 r., w której zginął prezydent Lech Kaczyński z małżonką Marią Kaczyńską oraz grono parlamentarzystów, reprezentantów najwyższych władz wojskowych, organizacji społecznych itp. Aby upamiętnić ofiary katastrofy, 15 kwietnia 2010 r. grupa harcerzy samowolnie ustawiła przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie drewniany krzyż, który miał przysłużyć się sprawie zbudowania tam pomnika ku czci tragicznie zmarłych. Zapoczątkowało to kolejną polską wojnę o krzyż, ponieważ przez kilka miesięcy tłumy fanatycznych katolików, w dużej mierze reprezentowanych przez środowisko Radia Maryja, blokowały jego usunięcie. Ich akcja spotkała się z reakcją przeciwników obecności krzyża przed Pałacem Prezydenckim, niekoniecznie będących ateistami. Konfrontacja obu postaw często przeradzała się w gorszące potyczki słowne, dochodziło nawet do rękoczynów (starsi ludzie potrafią być agresywni!). 9 sierpnia wieczorem przeciwnicy obecności krzyża – wierzący i niewierzący – spotkali się na zwołanym za pośrednictwem Facebooka wiecu pod nazwą „Akcja Krzyż”. Nigdy jeszcze w III RP nie odbyła się tak masowa demonstracja/happening przeciwko akcji katolików. Jej uczestnicy przynieśli z sobą hasła jawnie antykościelne, często o bardzo niewybrednym charakterze: „Precz krzyżacy”, „Krzyż do kościoła. Polska to kraj świecki. Szanujmy konstytucję” czy „Precz z krzyżami, na stos z mocherami”. Tego dnia tabu związane z Kościołem i religią zostało ostatecznie przełamane.

Operacja Krzyż, 9 sierpnia 2010

Ze smoleńskim krzyżem wiąże się jeszcze jedno – oglądając wykrzywione nienawiścią twarze obrońców krzyża, wielu Polaków po raz pierwszy zobaczyło zupełnie inną Polskę. Polskę, jakiej istnienia być może nie podejrzewało. Widok zawodzących ludzi, wzywających Matkę Boską do obrony uciemiężonej ojczyzny, śpiewających na przemian pieśni patriotyczne i religijne, w niewybredny sposób obrzucających obelgami nowo wybranego prezydenta Bronisława Komorowskiego, a nawet wzywających do jego zabicia, dla wielu był głębokim szokiem. Na tej bitwie z pewnością nie skorzystał Kościół, który nie potrafił rozwiązać konfliktu, a w pewnym momencie wycofał się nawet przed naporem swoich owieczek, które nie dopuściły do przeniesienia krzyża w inne miejsce.

Pałac Prezydencki, Krakowskie Przedmieście, lipiec 2012

Niełatwo być ateistą

Podporządkowywanie się nakazom religii przez instytucje publiczne i państwowe ma w Polsce negatywny wpływ na życie jej obywateli bez względu na ich przekonania religijne. Niektóre kwestie – odmowa aborcji w państwowych szpitalach, odmowa sprzedaży środków antykoncepcyjnych, odmowa refundacji zabiegów in vitro, zmuszanie do katechezy – może dotknąć praktycznie każdego. Ale szczególnie przykre jest mieszkanie w Polsce dla ateisty lub osoby innego wyznania, których przekonań się nie szanuje, a stanowiska nie uwzględnia. Drażni nadmierne eksponowanie religijności przez reprezentantów najwyższych władz państwowych.

Msza inauguracyjna prezydenta Andrzeja Dudy, 2015

Irytuje powszechne przekonanie, że każdy Polak to katolik (– Dziecko idzie do II klasy? A, to komunia w przyszłym roku?) i brak tolerancji dla postaw ateistyczno-agnostycznych. Przeszkadza, że praktycznie wszystkie ceremonie i święta państwowe zostały zawłaszczone przez Kościół.

Najdobitniej wyraziła to czytelniczka Gazety Wyborczej Joanna Rutkowska:  – Czuję się patriotką i kocham Polskę, natomiast mój kraj nie znalazł sposobu, abym poczuła przynależność do państwowości – za każdym razem, kiedy idę na plac Piłsudskiego, jest msza, więc np. Święto Konstytucji pozostaje mi obchodzić na pikniku.

O nieustannie toczącej się w Polsce wojnie religijnej można łatwo przekonać się czytając wpisy na różnych forach internetowych albo podpisy pod pieśniami lub filmikami patriotycznymi na YouTube. Hasła Wielkiej Polski Katolickiej przeplatają się tam z wyzwiskami pod adresem osób niewierzących lub nie podzielających politycznych opcji skrajnych katolików. Tak właśnie w Polsce realizowany jest chrześcijański ideał miłości bliźniego swego.

Polak-katolik – jak długo jeszcze?

W świetle różnorodnych badań wydaje się, że największe triumfy polski Kościół katolicki ma już za sobą, a największą porażkę poniósł na polu katechizacji młodzieży. Współcześni młodzi Polacy otwarcie buntują się przeciwko takiemu modelowi nauczania, jaki stosuje się w polskiej szkole. Przejawem tego jest rezygnowanie z udziału w lekcjach religii przez całe klasy. Jak powiedział w rozmowie z red. Adamem Szostkiewiczem prof. Józef Baniak, który w 2010 r. badał postawy mlodzieży wobec religijności: – W „kościele upaństwowionym” czy w „państwie kościelnym” młodzi Polacy i katolicy nie widzą miejsca dla siebie i dla własnej religijności. Najprawdopodobniej będą emigrować z niego jeszcze liczniej, dokonywać apostazji albo też, co jest bardziej niebezpieczne dla Kościoła, będą rezygnować już jako dorośli z sakramentalnych posług religijnych wobec własnych dzieci, wychowując je w duchu kultury i moralności humanistycznej, świeckiej (cytuję za: „Adama Szostkiewicza rozmowy o religijności młodych”, polityka.pl). I mimo że dla około 60% religia nadal jest ważnym elementem życia, nie jest to już ta sama wiara i religia, jaką krzewili ich ojcowie i dziadowie.

Pielgrzymka wrocławska, 2003

Ciekawe światło na współczesną religijność młodych rzucają obserwacje młodej dziennikarki zagranicznej Lis Evanstad, która przyjechała do Polski przed Euro 2012 i zanotowała następującą rozmowę:  – Pewnego dnia zapytałam koleżankę z Zielonej Góry, czy jest katoliczką. Odpowiedziała: – Tak, oczywiście. – A czy wierzysz w Boga? – Nie, dlaczego?”. Czytelnicy na Facebooku tłumaczą: „Bo my jesteśmy katolikami kulturowymi, z urodzenia, a nie z przekonania czy praktyki”  (wyborcza.pl, misja21.blox.pl).

Poza tym w Polsce zachodzą te same zjawiska, które spowodowały masowe odchodzenie od chrześcijaństwa mieszkańców zachodniej Europy: słabnięcie wiary w istnienie istoty nadprzyrodzonej. I nic tu nie pomoże karanie Doroty Rabczewskiej i jej podobnych za wypowiedzi o naprutych winem twórcach Biblii ani nachalne propagowanie archaicznego modelu prawdziwego polskiego patrioty: bojącego się świata (a zwłaszcza UE, Rosji i Niemiec) katolika, który szuka ratunku w opiece Matki Boskiej. Wiele jeszcze jednak upłynie wody w Wiśle, zanim szkodliwy stereotyp Polaka-katolika na zawsze zniknie z obiegu, wiara stanie się prywatną sprawą ludzi, bez konotacji tradycyjno-kulturowo-patriotycznych i wojny religijne naprawdę odejdą do lamusa historii.

Aktualizacja (marzec 2016)

Po dojściu PiS do władzy w październiku 2015 r. moment rozejścia się państwa i Kościoła jeszcze bardziej oddala się. Obie instytucje są sobie nawzajem bardzo potrzebne, ponadto oficjalnie lansowany jest archaiczny model Polaka-patrioty, którego niezbędną cechę stanowi głęboka religijność. Czas pokaże, czy społeczeństwo da sobie narzucić taki model, czy w dalszej perspektywie wybierze jednak wolność sumienia.

Renata Głuszek

Publikacja: wrzesień 2012 / aktualizacja: marzec 2016 / wrzesień 2020

Czytaj także: Kościół katolicki w III RP, Polaków portret własny, Zagadka historii

Zdjęcia: Wikipedia, Renata Głuszek, Adam Kliczek, kpis.pl, wykurw.pl, racjonalisci.pl, ekjw.pl, nop.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.